Od dwóch tygodni przyjeżdza pod dom auto z pieczywkiem. No niestety, pora jest nieprzyzwoita, facet przyjeżdza po godzinie 7 rano. Zawsze tylko słyszę muzyczkę i jak pozbieram szanowne zwłoki do pionu to już tylko widzę jak odjeżdza. Wczoraj postanowiłam, że upilnuję go.Wstałam więc ok 7 rano i w pełnej gotowości z pieniążkiem w ręce siadłam wyczekiwać. Ale moje ręce a raczej oczy dopatrzyły się szydełka i kłębka Sonaty, wydziubałam taką oto bombkę, a miałam pole do popisu i dużo czasu. Sprzedawca był dopiero ok 9 rano. Normalnie mam pecha, teraz taka niedospana siedzę i kombinuję jak tu się zwinąć w kłębek. Koniec, pierwszy i ostatni raz czekałam na pieczywko, ludzie z warzywami i owocami nauczyli się już przyjeżdzać o normalnej, ludzkiej porze:), może nowy dostawca też coś zrozumie.
Jedna pociecha z tego porannego czekania, to ta chyba całkiem przyzwoita bombka:)
Bombka śliczna.no cóż dla jednego dobra pora dla innego nie ,ale w końcu świeży chlebek masz
OdpowiedzUsuńTo się naczekałaś, ale efekt czekania super! Poprzednie prace też! Działasz twórczo, a ja tu na chwilkę wpadam i podziwiam hurtem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bombki ekstra, ta i z poprzedniego wpisu, ja też już myślę o grudniu, robię karczochy;-)
OdpowiedzUsuń